niedziela, 11 grudnia 2016

(Recenzja) Komiks i My #2

Pierwszy numer magazynu „Komiks i My” wkroczył na komiksową scenę w atmosferze niewielkiego „skandaliku”, wywołanego dwoma umieszczonymi w nim tekstami. Padły wówczas zarzuty o to, że ich autorzy nie znają komiksów, o których piszą (co ciekawe niekiedy były to wypowiedzi ludzi, którzy sami nie przeczytali magazynu), przez co wokół czasopisma wytworzył się spory czarny PR. Nie ukrywam, że zastanawiałem się wówczas czy sprzedaż i przyjęcie będzie na tyle dobre, że redaktor naczelny Sławomir Zajączkowski postanowi brnąć w to dalej. Obawy dość szybko okazały się być niepotrzebne i całkiem niedawno do Empików i sklepów branżowych zawędrował – a może, patrząc na okładkę, doleciał – drugi numer.


Warto obedrzeć go z tej skóry i płaszczyka prawicowości, który został przypięty po pierwszych wrażeniach i spojrzeć na to pismo z innej perspektywy. Jest ku temu doskonała okazja, gdyż w drugiej odsłonie pisma nie ma już (nazwijmy to) kontrowersyjnych tekstów czy artykułów. Owszem w dalszym ciągu widać, jakie są światopoglądowe zapatrywania autorów – vide komiksy Grzegorza Weigta według twórczości Dolores  – ale są one na tyle subtelne, że nawet największych zwolenników poglądów lewicowych tudzież osoby apolityczne nie powinny w żaden sposób razić. I choć ja bardzo ceniłem bezkompromisowość i odważnie stawiane wówczas tezy (z którymi w wielu przypadkach się zgadzałem, a i owszem) to może jest dobrym wyjściem pokazanie magazynu (pewnie jest to działanie całkowicie niezaplanowane) z innej strony. Drugi numer jest więc doskonałą okazją dla tych, którzy nie sięgnęli po „jedynkę”, aby jednak dać mu szansę i przekonać się na własne oczy, że nie jest taki ten diabeł straszny, jak go w Internecie malują.

A „Komiks i My” potrafi pozytywnie zaskoczyć czytelnika, czego doskonałym przykładem może być zamieszczony komiksowy short „Szalony Żółw”, którego autorem jest Andrzej Fonfara przekładający twórczość Arkadego Fiedlera na język komiksowego westernu. To w mojej opinii taki punkt wyróżniający w tej odsłonie. Świetnie narysowany, w starym stylu z efektownymi i przykuwającymi wzrok kolorami. Zdecydowanie warto poznać tę krótką, ale efektowną historię. Mocnych momentów jest zresztą zdecydowanie więcej, bo na pewno za taki trzeba uznać nawiązanie współpracy z Jerzym Ozgą (znany i ceniony za serię „Yorgi”), czego efektem są jego trzy prace zamieszczone w numerze. Jest o tyle cenne i ciekawe, że każda z tych prac tworzona jest w zupełnie innym stylu, dzięki czemu czytelnik dostaje szansę poznania tego autora z kilku perspektyw w jednym miejscu. Tego typu okazja nie trafia się często, a dla wydawcy na plus trzeba zaliczyć pomysł, aby właśnie w ten sposób ukazać twórczość swoistej gwiazdy numeru. Okładka również należy do Ozgi, który stworzył ją wspólnie z Jakubem Kijucem. Ten drugi nałożył na nią kolor.

W środku znalazło się też miejsce dla kontynuacji „Stacji Kontroli Dusz” i to trochę taki czarny koń  drugiej odsłony magazynu. Podczas gdy pierwsza część była mocno specyficzna, bardzo trudna w odbiorze i z pewnością przeznaczona dla wąskiej grupy odbiorców, tak dalsza część przynosi nam dużą dawkę emocji i zaskoczenia. Piotr Promiński rozkręcał się dość wolno, natomiast efektowne zakończenie sprawiło, że niemalże z wypiekami na twarzy czekam na rozstrzygnięcie historii, którą jednak w dalszym ciągu można odbierać na dwóch płaszczyznach.

Wspomniałem wcześniej o tych śladowych ilościach „prawicowości” w magazynie. Tym razem może nawet nie jest to kwestia polityki, a bardziej zmierzyło to w stronę opowiadania o religijności. Na pewno takie są komiksy Grzegorza Weigta, który wykorzystał w nich opowiadania pisane przez siostrę Dolores pracującą na misjach w Angoli. Kreska co prawda nie musi wszystkim przypaść do gustu, ale na pewno są to historie, które w pewien sposób zmuszają czytelnika do refleksji i da się w nich odczuć „boski pierwiastek”, jakkolwiek by nie brzmiało to patetycznie. Drugim takim punktem jest jednostronicowy komiks Jakuba Kijuca zatytułowany „Owieczka”. Komiks składa się zaledwie z sześciu planszy, ale w sposób prosty pokazuje jaką drogę przeszedł sam autor, który jeszcze niedawno tworzył komiksy o Żołnierzu Wyklętym, a teraz opowiada to, co często można dostrzec, sięgając po Ewangelię. Zaryzykuję i postawię tezę, że moje porównanie nie będzie niewłaściwe i co ważne nietrafione.

Pierwszy numer nie miał pozytywnej prasy ze względu na zamieszczoną w środku publicystykę. Tym razem takich kontrowersji nie będzie ze względu na zaprezentowaną tematykę. Najdłuższy tekst jest poświęcony osobie Mieczysława Skalimowskiego, który zresztą publikuje swoje krótkie i humorystyczne (bardzo odważne podejście do Józefa Ignacego Kraszewskiego – to warto zobaczyć) formy w magazynie. Artykuł przybliża jego twórczość i to nie tylko komiksową, ale zawiera też sporą dawkę ciekawostek, jak choćby wspomina niedokończony projekt, nad którym pracowali wspólnie Skalimowski i Zajączkowski. Choćby z tego względu warto do niego sięgnąć. Część publicystyczną uzupełnia krótka notka o siostrze Dolores, a także dwie recenzje komiksów wydanych przez Centralę, czyli „To była wojna okopów” i „Dzicy”. Myślę, że na tym polu jest trochę do poprawy, gdyż bardzo zwięzła, żeby nie napisać krótka, recenzja komiksu Jacquesa Tardiego zdradza nam jego zakończenie, czego robić się nie powinno.

W ramach ciekawostki można dodać, że w drugim numerze magazynu znalazło się wyjaśnienie pomysłodawcy jego tytułu. Jest też standardowo kilka reklam komiksów, które tworzą osoby współpracujące z magazynem. Całość kończy się mocnym akcentem, czyli wspólnym projektem Sławomira Zajączkowskiego i Krzysztofa Wyrzykowskiego, który umiejętnie ukazuje moment wejścia na kinowe sale „Imperium kontratakuje” nawiązując do ówczesnej sytuacji politycznej w kraju i na świecie.

Czy więc warto sięgnąć po drugi numer „Komiks i My”? Najbardziej poleciłbym go wszystkim tym, którzy się obruszyli po jego debiucie. Druga odsłona to zupełnie inne rozdanie, akcent rozłożony jest też całkiem inaczej niż wówczas, więc warto sprawdzić co Zajączkowski i spółka mają do zaoferowania czytelnikom komiksów w Polsce. Pojawienie się Jerzego Ozgi z pewnością jest takim punktem i argumentem za. I jeśli mam być szczery to właśnie w nawiązywaniu współpracy z następnymi twórcami upatruję szansę na rynku dla magazynu. A, że tych jest naprawdę sporo (choćby Jacek Michalski czy Witold Tkaczyk), więc można optymistycznie spojrzeć w przyszłość. Już po drugim numerze okazało się bowiem, że „Komiks i My” to nie tylko polityka, ale również duża dawka ciekawej publicystyki, zawartego humoru (komiksy Skalimowskiego) czy znane i cenione nazwiska pokazane z mniej znanej niż dotychczas strony, jak prace Jerzego Ozgi. Jeśli więc będziecie w Empiku, sięgnijcie po ten numer, aby samemu przekonać się, czy ta fala internetowego hejtu była słuszna. A ja? Sam liczę na to, że autorzy pokażą w tym magazynie pazur jeszcze nie raz i nie dwa.


"Komiks i My"nr 2/2016

Redaktor naczelny: Sławomir Zajączkowski
Wydawca: Wydawnictwo "Komiks i My"
Skład i łamanie: Hubert Czajkowski
Okładka: Jerzy Ozga, Jakub Kijuc
Scenariusz: Andrzej Fonfara, Jakub Kijuc, Jerzy Ozga, Piotr Promiński,  Mieczysław Skalimowski, Grzegorz Weigt,  Sławomir Zajączkowski, Zeke.
Rysunki: Andrzej Fonfara, Jakub Kijuc, Jerzy Ozga, Piotr Promiński,  Mieczysław Skalimowski, Grzegorz Weigt, Krzysztof Wyrzykowski.
Publicystyka: Paweł Chmielewski, Grzegorz Weigt, Sławomir Zajączkowski.
Liczba stron: 64
Format: 205x275 mm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: cz.-b. + kolor
Wydanie: I
Data wydania: 10.2016 r.
Cena: 19 zł
Tekst ukazał się pierwotnie na portalu paradoks.net.pl


1 komentarz: